tak po prostu
I co ja poradzę, że nie czuję potrzeby pisania?
Wszystko dzieje się w mojej głowie i czuję,
że tak jest najlepiej.
Już nawet coraz rzadziej rozmawiam w myślach (a raczej relacjonuję) z Z.
Wszystko i tak jest tak, jak ma być,
i nie inaczej.
I tak nic nie da się ocalić. Zresztą wcale nie trzeba.
Miłość mi wszystko wyjaśniła,
Miłość wszystko rozwiązała –
dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała.
A że się stałem równiną dla cichego otwartą przepływu,
w którym nie ma nic z fali huczącej, nie opartej o tęczowe pnie,
ale wiele jest z fali kojącej, która światło w głębinach odkrywa
i tą światłością po liściach nie osrebrzonych tchnie.
Więc w tej ciszy ukryty ja – liść,
oswobodzony od wiatru,
już się nie troskam o żaden z upadających dni,
gdy wiem, że wszystkie upadną.
~ Karol Wojtyła, Miłość mi wszystko wyjaśniła
I nawet MNIE dziwi, że w chwili przygnębienia potrafię być szczęśliwa do łez.
Czasami tylko żal mi, że nie mam z kim dzielić tych światów. Niczego im/mi to nie ujmuje, a jednak wyobrażam sobie, że mogłaby z tego powstać wprost kosmiczna energia.
Coraz częściej też myślę sobie, że już niczego nie potrzebuję. Wszystko mam.
Zastanawiam się jak to możliwe. Tak długo TEGO szukałam, a teraz kiedy TO znalazłam, okazuje się, że to nie stan, a proces i kiedy myślałam, że złapałam Pana Boga za nogi, On mi pokazuje kolejne światy.
I sama nie wiem czy moja potrzeba dzielenia się wynika z niedojrzałości? Bo doświadczenie pokazuje i bardziej dojrzali twierdzą, że TYM się nie da podzielić. Nie ma we mnie na to zgody. Takie marnotrawstwo!
A jednak coraz rzadziej się miotam; tylko patrzę i wiem. I wiem też, że nic tu po mnie. I moim wiedzeniu.
Przecież wiadomo, że kto wie – nie mówi, kto zaś mówi – nie wie.
;)